Najpiękniejszy prezent

Kasia i Jan mówią, że jest to najpiękniejszy prezent na Boże Narodzenie i Nowy Rok. Tym prezentem jest sześcioletni Devis z dalekiej Tanzanii z budowanego przez siostrę Rut, przy wsparciu Wspólnoty Dobrego Samarytanina z Nowego Jorku, sierocińca. Kasia i Jan odchowali swoje dzieci, a teraz obdarzyli miłością sirotę z Afryki.

Kasia mówi, że adopcja na odległość wniosła w ich życie wiele radości dzielenia się miłością, taką zwykłą, ludzką, ale przede wszystkim miłością, które emanuje od dzieciątka Jezus w stajence Betlejemskiej: „Wielka radość ogarnia nasze serca – za kilka dni rodzi się na nowo Jezus, wraz ze swoim przyjściem wprowadza do naszych serc nowego członka rodziny. To jest niesamowite. Niech Bóg będzie uwielbiony w swojej dobroci. Będę się modlić również za ojca Devis’a o ulgę w cierpieniu”. Zapewne cała ta historia nie wydarzyłaby się, gdyby nie światło z Betlejem. To światło rozświetla mroki naszego życia i nawet poprzez mrok tragicznych wydarzeń ukazuje światełko w tunelu, które ogarnia nas pełnym blaskiem, gdy za nim pójdziemy.

Devis został osierocony przez mamę. Zaś ostatni Adwent spędzał w szpitalu przy nieuleczalnie chorym ojcu, bo nie było go, gdzie i z kim zostawić. Pielęgniarki szukały kogoś, kto zaopiekuje się chłopcem po śmierci taty. Ojciec modlił się gorąco razem z synem, aby Bóg zesłał kogoś, kto zaopiekuje się jego dzieckiem, aby nie cierpiało głodu, miało dach nad głową, znalazło kochające serce i aby zachowało wiarę w Boga. Modlitwa ojca i syna została wysłuchana. Na ich drodze stanęła siostra Rut, która 14 grudnia przybyła do szpitala, aby zabrać do sierocińca Davisa. Podróż afrykańskimi wertepami w jedną stronę zajęła siostrze prawie pięć godzin. Opowiada, że nigdy nie zapomni pożegnania umierającego ojca z synkiem. Mocne przytulenie, jakby trwało wieczność i łzy w oczach. Ojciec zadawał sobie sprawę, że widzi synka ostatni raz. Następne spotkanie będzie dopiero w wieczności. Jak się później okazało, mały Davis także zdawał sobie z tego sprawę. Ostanie spojrzenia ojca i syna, pomachanie rączką na pożegnanie i zamknięte drzwi, jak na wieczność.

W powrotnej drodze Devis siedział markotny i prawie wcale się nie odzywał. Po przyjeździe siostra starała się go pocieszyć, ale on tego nie potrzebował. Powiedział, że cieszy się, że jest w sierocińcu. Tata mu wszystko wytłumaczył i przygotował na nową sytuację. To wytłumaczenie nie byłoby tak przekonujące, gdyby nie światło z Betlejem. Ojciec przekazał mu niesamowitą wiarę, którą zadziwił nawet siostrę Rut. Wyobraźmy sobie, że ten mały chłopiec biegle czyta i codziennie odmawia brewiarz, którego nauczył go ojciec. Tu przypomnę, że brewiarz to codzienna modlitwa duchownych, ale jest także wersja dla osób świeckich. Siostra zawsze rano zbiera dzieci i idzie do kaplicy, gdzie odmawiają Różaniec za ofiarodawców. Dzieci zazwyczaj dzieci siedzą, ale mały Devis cały czas klęczy. Pewnego dnia siostra poszła po dzieci, aby je zebrać na modlitwę różańcową, a ich nie ma. Okazało się, że wszystkie były już w kaplicy i to za sprawą małego Devisa. Siostra mówi, że jest on nadzwyczajnym, szczególnie uzdolnionym i uduchowionym dzieckiem.

Przed przyjazdem Devisa siostra rozmawiała z Fryderykiem, dziewięcioletnim mieszkańcem sierocińca, którego wcześniej adoptował Jacek New Jersey. Powiedziała mu, że przyjedzie nowy chłopiec -Devis, żeby go przyjął jak brata i zaopiekował się nim, bo teraz nie ma on nikogo, jest sam. Poprosiła go także, aby podzielił się z nim ubraniami, które otrzymał od swego taty Jacka, bo Devis ma wszystko zniszczone i podarte. Po przyjeździe Devisa Fryderyk podarował adoptowanemu bratu najlepszą bluzę i spodnie. Na dobranoc siostra weszła do pokoju chłopców i zauważyła, że ulubioną maskotkę Fryderyka tuli Devis. Zaskoczona zapytała: „Oddałeś Davisowi swoją ulubioną maskotkę?” „Tak oddałem, bo nie chciałem, aby był smutny, żeby nie czuł się samotny” – odpowiedział Fryderyk. Między chłopcami zawiązała się ogromna przyjaźń. Wszędzie chodzą razem, nawet do łazienki. Bardzo często trzymają się za ręce. Aż miło patrzeć, jak Miłość ze stajenki betlejemskiej przybiera konkretny kształt w zwykłych ludzkich zdarzeniach, dając człowiekowi tak wiele szczęścia. I jeszcze jedno zdarzenie z historii adoptowanych braci. W czasie odrabiania zadania domowego Fryderyk miał problem, na co mały Devis ze zdziwienie powiedział: „Ty tego nie wiesz? Nie przejmuj się ja ci pomogę”. Siostra powiedziała, że jest w stanie pomóc.

Miłość ze stajenki betlejemskiej ocierając się o sierociniec w Tanzanii dociera do Nowego Jorku i okolic, wyzwalając w ludzkich sercach tak dużo miłości i ofiarności.

W czasie ostatniej imprezy charytatywnej w Ozone Park „Wigilijny dar dla głodujących sierot w Afryce” podszedł do nas mały Daniel z przedszkola Skrzacik i wręczył nam całą skarbonkę uskładanych pieniędzy, mówiąc, że jest to dla jego głodujących kolegów w Afryce. Rodzice mogą być dumni z takiego syna i dziękować, że udało się im napełnić światłem z Betlejem serce swojego dziecka.