W krainie Czyngis-chana

Pod koniec XII wieku średniowieczna Europa była u szczytu potęgi. Po drugiej stronie globu były potężne Chiny. Pomiędzy strefami wpływów obu cywilizacji znajdowały się rozległe stepy środkowej Azji, zwane dziś Mongolią. Na początku XIII wieku z tych stepów wyłonili się dzielni wojownicy, którzy pod rozkazami bezwzględnych wodzów jak Czyngis-Chan ruszyli na podbój świata. Niepokonane hordy, wykorzystując siłę i przemoc zbudowały imperium, które u szczyty swej potęgi rozciągało się na ponad sześciu tysiącach kilometrów. Od wybrzeży Pacyfiku na wschodzie, po brzegi Dunaju na zachodzie.
W czasie ostatnich wakacji Nowojorski Klub Podróżnika wyruszył na „podbój” mongolskiego „imperium”. Przez Petersburg, Moskwę, Syberię, koleją transsyberyjską dotarliśmy rankiem do stolicy Mongolii Ułan Bator. I tak, prawie z marszu udaliśmy się na jedno z najwyższych wzgórz w stolicy, Zaisan Monument Hill, skąd rozciąga się piękna panorama stolicy. Pomnik przedstawia sceny przyjaźni radziecko – mongolskiej. Został wzniesiony ku pamięci poległych w czasie II wojny światowej. Mozaiki przedstawiają między innymi: Radzieckie wsparcie dla deklaracji niepodległości Mongolii w roku 1921 i zwycięstwo nad hitlerowskimi Niemcami. U podnóża tego wzgórza jest pomnik z rosyjskim czołgiem, który w roku 1945 brał udział w zdobywaniu Berlina. „Przyjaźń” radziecko- mongolska zdominowała, życie publiczne Mongolii.
Pozostałością po tej przyjaźni jest alfabet rosyjski w języku mongolskim. Ale wraz z osłabieniem tej przyjaźni alfabet rosyjski jest wypierany przez alfabet mongolski. Zresztą w każdej dziedzinie Mongolia wraca do swoich korzeni. Przykładem tego są coraz liczniejsze i wszechobecne pomniki Czyngis-Chana, który jawi się jako największy bohater Mongolii. Zagadnąłem mongolskiego przewodnika o Czyngis-Chana, którego zapamiętałem z nauki historii jako okrutnego najeźdźcę. Jednak zrezygnowałem z dalszej dyskusji pokonała mnie żarliwość przewodnika broniącego nieskazitelności największego bohatera narodowego Mongołów.
Pojechaliśmy także do TsonjinBoldog, gdzie jest największy, 30 metrowy pomnik Czyngis-Chana. Jest to największy na świecie monument przedstawiający postać jeźdźca. Budowę monumentalnego pomnika ukończono w roku 2008. Do budowy statui użyto około 250 ton stali. Na głowie konia zlokalizowany jest taras widokowy. Pomnik postawiono, gdzie według tradycji władca miał znaleźć legendarny złoty bat. Sam pomnik, jak i całe otoczenie robi wrażenie.
Najbardziej jednak można zakosztować Mongolii, zanurzając się w życiu codziennym jej mieszkańców, które tradycją sięga czasów największej świetności Mongolii. Odwiedzaliśmy klasztory buddyjskie, które w czasach komuny zostały w większości zburzone. Dziś powoli się odbudowują i zaczynają tętnić życiem. Przepiękne świątynie zachwycają swym pięknem i intrygują duchowością. Rozbrzmiewa w nich śpiew mnichów. Byliśmy świadkami kilku ślubów małżeńskich, gdzie dzisiejsze stroje mieszają się z pięknymi ludowymi strojami. Słuchaliśmy ludowych zespołów, mimo odmienności, przyjemnie było słuchać tej muzyki. Zasiadaliśmy w jurtach, aby posmakować kumysu i różnych serów, w tym także z kobylego mleka. Dosiadaliśmy mongolskich koników, na których wojownicy zawojowali pół świata. Robiliśmy zdjęcia z sokołami i innymi drapieżnikami, które przez Mongołów używane są do polowań. Na suto zastawionych stolach delektowaliśmy się przepysznymi potrawami mongolskimi, które są zdominowane przez mięso. Są także miejscowe owoce i warzywa, które nie są tak piękne jak te w Nowym Jorku, ale za to o całe niebo smaczniejsze i zdrowsze. Jednym zdaniem Mongolia zachwyciła nas swoim pięknem i egzotyką. Warto tam pojechać.
